„W dzień blisko najdłuższego dnia w roku trzeba to spróbować”. To było pierwsze założenie dotyczące zorganizowania i podjęcia próby zmierzenia się z ajronmenowym dystansem. Trochę czasu mi z tym wyzwaniem zejdzie, a że nie lubię biegać po nocy (no chyba że do monopolowego z powodu nieprzewidzianego deficytu trunkowego) to dzień na tyle musi być długi aby przepłynąć 4 km przejechać na rowerze 180 km i przebiec 42 km i by stykło przed stykiem słońca z horyzontem.
Garść informacji o trasie jaką przygotowałem na tą mordęgę. Zaczynam od pływania. Dwa kilometry w stronę wschodzącego słońca, mijając po około kilometrze przystań. Następnie prosto na Zamek w Czorsztynie, aby po osiągnięciu półmetka zawrócić i powrót tą samą linią. To tyle w teorii. W praktyce różnie bywa. Z doświadczenia wiem, że jeżeli będzie mgła, boczny wiatr czy niesprzyjające fale to będzie to przypominało ślad węża, a nie linia jak gitarowa struna 😉 Tak czy owak ilość skraulowanych metrów musi się zgadzać.
PŁYWANIE 4000m
Na traskę rowerową wyznaczyłem dwie ponad 90-cio kilometrowe pętle, aby po pierwszym okrążeniu móc zawitać do pit stopu i zatankować odpowiednie paliwo. Pętle te trochę różnią się od siebie: pierwszą planuje przejechać przez Spišské Hanušovce, a drugą przez Kacwin. Odcinek rowerowy zaplanowałem częściowo po słowackiej stronie. Nie mogłem sobie odpuścić podjazdów w Wielkiej Frankowej i Osturnie, które zapewne na drugiej pętli będę przeklinał po słowacku. Za to przeklinanie w ojczystym języku zostawię sobie na przełęcz Łapszankę. W sumie na 180 kilometrowym odcinku mam 10 uczciwych podjazdów co daje około 3000 metrów w pionie.
ROWEROWANIE 180km
Na koniec bieg. To że będą podbiegi i zbiegi to pewne, ale czy po asfalcie, czy leśnych ścieżkach Gorców? I to i to. Nie chciałem całkowicie asfaltowego biegu, ale też w przypadku kompletnego kryzysu nie mam ochoty zostać gdzieś pod drzewem, głęboko w lesie po wsze czasy. Dlatego końcowe kilometry poprowadziłem w cywilizacji, gdzie ewentualny support uratuje mnie przed agonią 😩
BIEGING 42km
Kilkunastotygodniowy plan przygotowawczy stricte pod ten dystans, w który zamierzam wpleść parę startów kontrolnych na krótszych dystansach planuję zacząć w połowie marca 2022 r. Wstępnie wybór startów kontrolnych padł na:
Czy zrealizuje ten projekt? Jest wiele niewiadomych jak to przy planowaniu czegoś z takim wyprzedzeniem. Ale jedno jest pewne prócz śmierci i podatków. Na pewno nie podejmę się próby bez świadomości, że fizycznie jestem na to gotowy. A psychicznie? hymm... tego nigdy się nie jest pewnym...
Teraz trochę cyferek:
Dystans i czas jaki spędziłem na treningu w te 16 tygodni przed czelendżem to:
mielenie wody 87 km - 34h,
pedaling 2200km - 82h,
biegacka 616 km - 49h, co daje średnio po 10 godzin tygodniowo.
Jak powiedział niegdyś Darrel Royal - Łut szczęścia zdarza się osobom przygotowanym - byłem przygotowany i miałem szczęście... dystans ajrona po górach wykonany!
Start zaplanowałem o brzasku, ale pierwszy posiłek musiał wejść jeszcze w nocy.
Ładowanie węglowodanów o 3 rano
A może by tak kajakiem❓ Byłoby szybciej i mniej mokro 😀
Pogoda po tygodniowych
upałach akurat na ten dzień się zepsuła. Na pływaniu co prawda nie było
mgły, ale fale sprzyjające na pierwszej połowie, bezczelnie nie chciały
zmienić kierunku na powrocie. Dystans wyszedł o 160 m dłuższy niż
planowałem, ale i tempo całkiem całkiem mi wyszło.
Na
rowerze równym tempem, cały czas z rezerwą, aby starczyło na cały
dystans
i zostało coś powera na bieg. Jedynie na podjazdach na Łapszankę, gdzie
miejscami ponad 20% się pojawia nie było co kalkulować
tylko w stójce przepchać cały podjazd do szczytu.
Po Słowackiej stronie
aura iście listopadowa. Parę stopni na plusie, mgła i mżawka, która
zamieniła się w deszcz na drugiej pętli nic się nie poprawiła, wręcz z
szyderczym uśmiechem podkręciła śrubę, abym bardziej zapamiętam te chwile ⛈
Bieg
zacząłem od 7-kilometrowego podbiegu, a im dalej w las (dosłownie i w
przenośni) zmęczenie narastało.
Ale przecież nikt nie powiedział że
będzie łatwo, zwłaszcza ten co wymyślił trasę 👹. Kryzys dopadł mnie
dopiero na zbiegu, ale bułka z masłem na kolejnym pit stopie zrobiła
robotę💥. Ostatnie kilkanaście kilometrów biegłem ze świadomością, że
tylko trzęsienie ziemi może mi zagrozić w dokończeniu dzieła ✌
Waga
supportu na takim długim i czasochłonnym przedsięwzięciu jest ważna,
ale nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak bardzo.
Berusiowy food track
Dlatego wielkie uznanie i podziw za wzorową, 5-cio gwiazdkową, jedno-osobową pomoc należy
się mojej Klaudii. Asekuracja na jeziorze, następnie dojazd w wyznaczone
miejsca z pełnym bufetem dodawały sił i energii i przede wszystkim
motywowały do dalszej walki. Ogarniając to wszystko logistycznie, strategicznie, żywieniowo, sprawiło, że zrobienie dla mnie ironmana to wspomniana już wyżej bułka z masłem 😋. Nie byłbym w stanie tego dokonać bez Ciebie. Dziękuję Ci 😘
Po niespełna 15 godzinach to już koniec❗
Mountain Lake Iron Man - Complete
Majewscy trzymają kciuki żeby się udało 🥇👍
OdpowiedzUsuńDzięki Majewscy. Trzymajcie kciuki za pogodę :)
UsuńSurówki też kibicują. 💪👍
OdpowiedzUsuńDzięki Surówki ;)
UsuńJacek jesteś WIELKI!!!
OdpowiedzUsuńTo czego dokonałeś jest czymś niemożliwym do wykonania, dla zwykłych zjadaczy chleba. Tym większy szacun, za Twojego "Ironmana" zwłaszcza za cholernie trudną trasę, którą oczywiście sam sobie wymyśliłeś.
Serdecznie gratuluję sukcesu, konsekwencji i determinacji w jego osiągnięciu👍👍👍
Wierny kibic Marcin
Dzięki Marcin. Niejaki maratończyk - Juma Ikangaa powiedział "Chęć wygranej nic nie znaczy bez chęci do przygotowania". Ot cała filozofia. Zrobić co trzeba ile trzeba i kiedy trzeba. A potem to już formalność... no prawie :)
UsuńWielkie gratulacje👏🦾 od sąsiadów znad jeziora😀
OdpowiedzUsuńDzięki sąsiedzi :)
UsuńJeszcze raz Wieeeeeelkie Graty!!!!!!💪👍💪
OdpowiedzUsuń